Komisariat Policji Warszawa Białołęka – zabójstwa, poniżanie ludzi, szykany i preparowanie spraw

2 gru 2023   30 maj 2020

Białołęka, a może już Białoruś?

Komisariat Policji Warszawa Białołęka słynie z naruszeń prawa i związanych z tym ciągłych rotacji komendantów po kolejnych aferach. Zastraszanie, pobicia, preparowanie zarzutów to stały sposób działania tego komisariatu. Trudno powiedzieć dlaczego policjanci z Komisariatu Białołęka są bardziej zdegenerowani niż reszta policji. Być może wpływ na to ma sytuacja, iż za komisariatem znajduje się kanał spustowy ścieków komunalnych do Wisły (ścieki z toalet). W dniach tzw. zrzutów niemiłosiernie śmierdzi w całej okolicy. Praca w takim smrodzie musi oddziaływać szkodliwe na psychikę człowieka.

Od lat pojawiają się w Internecie informacje o drastycznym łamaniu prawa przez komendantów i ich podwładnych z Komisariatu Warszawa Białołęka. Informacje te jednak szybko znikają, gdyż ekipa policyjna z komisariatu zastrasza i nęka spreparowanymi sprawami o wszystko każdego kto ujawnia ich białoruskie metody śledcze. Ja jestem przez nich zastraszany i nękany non stop za swoją publicystykę.

Komendant Komisariatu Policji Warszawa Białołęka Mariusz Wójcik zabił swego wierzyciela, a ciało poćwiartował, spalił i zakopał

Zmianom komendantów na Komisariacie Warszawa Białołęka towarzyszą skandale. Niektóre historie tych skandali nadają się na scenariusz horroru. Przykładem może być sprawa Komendanta Komisariatu Białołęka Mariusza Wójcika.

Komisariat Policji Warszawa Białołęka i krzyż upamiętniający jego ofiary
Komisariat Policji Warszawa Białołęka

Komendant Mariusz Wójcik zaciągnął dług w wysokości 15.000 zł u jednego z biznesmenów z Ciechanowa. Potem postanowił zabić biznesmena, by nie musieć regulować długu i mieć problem z głowy. Tak też zrobił. Komendant Mariusz Wójcik zabił swoją ofiarę z broni palnej poprzez oddanie kilku strzałów w głowę. Następnie pan Komendant Komisariatu Policji Warszawa Białołęka poćwiartował zwłoki, spalił je w lesie, a na koniec zakopał w celu zatarcia śladów. Zapewne pan komendant do dzisiaj byłby trząsł Białołęką gdyby nie fakt, że okoliczny pies zwłoki wykopał i w pysku przyniósł mieszkańcom Kałuszyna rękę ofiary.

Wszczęto postępowanie. Ostatnią osobą, która widziała ofiarę był właśnie Komendant Komisariatu Policji Warszawa Białołęka Mariusz Wójcik, więc na niego skierowano podejrzenia. Fałszywe alibi komendantowi dostarczył podwładny z komisariatu. Dla śledczych okazało się ono jednak mało wiarygodne. Akt oskarżenia zawierał kilka zarzutów: zabójstwa, przekroczenia uprawnień, wymuszenia poświadczenia oraz nakłaniania do składania fałszywych zeznań. W przypadku wszystkich zarzutów Komendant Komisariatu Policji Warszawa Białołęka został uznany za winnego i skazany ostatecznie na dożywocie. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok.

Policjant z Komisariatu Policji Warszawa Białołęka strzela do człowieka z dwóch metrów w głowę

Nie jest to jedyny przypadek zabójstwa dokonanego przez policjanta z Komisariatu Białołęka. Jakiś czas temu na Białołęce stacjonował Cyrk Korona. Z cyrku tego uciekły trzy tygrysy bengalskie. Zwierzęta były łagodne, więc pracownicy cyrku chcieli je na spokojnie złapać i odwieźć do klatek. Dwa zostały bezproblemowo złapane i wróciły do klatek bez użycia żadnej siły. Niestety jeden pobiegł pod Komisariat Białołęka i wówczas zaczęła się jatka. Policjanci z KP Białołęka dowiedzieli się, że jest tygrys do odstrzału. Tłumnie wybiegli z komisariatu z bronią służbową strzelając na oślep. Biegali w amoku po okolicy i strzelali jak w kiepskim westernie gdzie popadnie. W końcu jeden z nich pomylił weterynarza z tygrysem i z dwóch metrów strzelił mu w głowę, zabijając człowieka miejscu. Potem przebiegł po nim i pobiegł dalej. Z nagranego filmu wynika, że prawdopodobnie kopnął go jeszcze przebiegając w głowę. Karetka przyjechał dopiero po kilku minutach od zdarzenia, gdyż policjanci z Komisariatu Białołęka byli tak nakręceni całym safari, że zapomnieli jej zabezpieczyć do całej akcji. Według relacji dziennikarki TVN: „Panował chaos. Wszystko wyglądało tak jakby nikt nie panował nad akcją. Mieszkańcy Tarchomina byli przerażeni„. Treserka tygrysów stwierdziła potem: „Myślę, że to jest tylko i wyłącznie wina policji„. Tygrys był łagodny i dałby się zaprowadzić do klatki bez użycia siły, jednakże policja z Komisariatu Białołęka swoją strzelaniną go wypłoszyła, rozjuszyła i zaczął uciekać.

Sprawy rodzinne pretekstem do szykanowania za niezależne artykuły

Obsada Komisariatu Policji Warszawa Białołęka to, jak wynika z moich obserwacji, w większości ludzie o psychopatycznych osobowościach. Zasadniczo nie prowadzą oni większych spraw kryminalnych, gdyż to robi Komenda Rejonowa na Jagiellońskiej. Dla policjantów i policjantek z komisariatu Białołęka pozostają sprawy mniejszej wagi np. obstawiają wszelkie sprawy rodzinne, a więc alimenty, awantury po alkoholu i tym podobne grzebanie się w rodzinnych brudach (tzw. znęty-alimenty). Są też odpowiedzialni za nękanie i szykanowanie dziennikarzy i publicystów na Białołęce według wytycznych i zarządzeń PiS-owskiej Prokuratury Warszawa Praga Północ. Chodzi o szykany za pisanie artykułów nieprzychylnych dla reżimu Ziobry i Kaczyńskiego.

Ja jestem od 7 lat nękany przez Komisariat Policji Białołęka głównie właśnie za publikowanie na tym portalu artykułów nieprzychylnych dla reżimu. Zaczęło się to dokładnie w czasach gdy PiS przejął władzę a ja zacząłem opisywać jego afery. W moim przypadku podkładką do nękania i szykanowania mnie jest trwający konflikt porozwodowy z byłą żoną – nauczycielką WF-u ze Szkoły Podstawowej im. Szancera przy Strumykowej. Chodzi głównie o podział majątku i o moje kontakty z dziećmi. Żona nie udostępnia mi dzieci na orzeczone sądownie kontakty i składa regularnie na Komisariacie Policji Warszawa Białołęka fałszywe zawiadomienia na mnie by mnie wykurzyć ze wspólnego mieszkania na Tarchominie.

Na Komisariacie Białołęka większość policjantów pracujących za biurkiem to oczywiście kobiety (bo jaki facet by tak chciał).  W efekcie zawiadomienia składane przez byłą żonę na mnie uruchamiają w nich dodatkowo skrywane żale i feministyczne pretensje wobec mężczyzn (bo jaki facet chciałby żyć z policjantką u boku). Podczas jednej z moich wizyt na Komisariacie Białołęka starszy sierżant policjant Joanna Maksylewicz w odruchu szczerości powiedziała mi kiedyś, że większość jej koleżanek z komisariatu to rozwódki lub mają kłopoty ze swoimi mężami i są tuż przed rozwodem. Powiedziała też, że: „jeżeli była żona będzie składać zawiadomienia na mnie z tego czy innego powodu to po prostu każda z tych sfrustrowanych bab będzie się na mnie wyżywać.”. Tak też się dzieje. Od lat jest dokładnie tak jak to policjant Joanna Maksylewicz przepowiedziała. Co ciekawe starszy sierżant policjant Joanna Maksylewicz również potem w tym nękaniu aktywnie uczestniczyła bo po pewnym czasie zapomniała komu i co sama powiedziała.

Solidarność jajników czyli przyjaźń pomiędzy moją byłą żoną a policjant Anetą Mierzyńską z Komisariatu Białołęka

Przez prawie całe życie udawało mi się omijać policję szerokim łukiem. Pewnego dnia jednak moja była żona postanowiła, że od teraz będzie wychowywać dwójkę dzieci sama i dokonała uprowadzenia rodzicielskiego. Prawdopodobnie adwokat Jerzy Grycz poradził jej przy tym by uwikłała mnie w jakiekolwiek sprawy karne. Chodziło o zdyskredytowanie mnie jako potencjalnego opiekuna dla dzieci. Problem w tym, że nie było za bardzo na czym oprzeć zarzutów. Nigdy nie stosowałem żadnych form przemocy domowej. Nie było u nas interwencji policji. Nie było dosłownie niczego.

Pech chciał, że moja była żona po uprowadzeniu synów umieściła ich w przedszkolu, do którego swoje dzieci prowadzała sierżant sztabowa policji Aneta Mierzyńska z Komisariatu Policji Warszawa Białołęka. Moja była żona i policjant Aneta Mierzyńska, jako samotne matki, miały podobną sytuację i podobną awersję do mężczyzn. Wspólne narzekania na mężczyzn zbliżyły obie panie do siebie. Narodziła się miedzy nimi głęboka feministyczna przyjaźń i solidarność. Z czasem nawet zaczęły prowadzać swoje dzieci na wspólne zajęcia z piłki nożnej.

Sierżant sztabowy policjant Aneta Mierzyńska zapragnęła oczywiście pomóc mojej byłej żonie w dowaleniu mi na maksa. W ten sposób zapewne poczuła się jakby pomagała samej sobie. Przecież pracuje w policji i ma władzę, z której może skorzystać w dowolnym celu. W całej sprawie pojawił się również wątek majątkowy bo była żona uprowadziła mi dzieci i zostawiła mnie we wspólnym mieszkaniu. Aneta Mierzyńska i jej koleżanki z Komisariatu Policji Warszawa Białołęka postanowiły mnie z tego mieszkania wywalić na zbity pysk.

7 lat nękania mnie przez psychopatów z Komisariatu Policji Warszawa Białołęka

Była żona uradziła (zapewne ze swoim adwokatem Jerzym Gryczem), że skoro ma usłużną znajomą policjant Anetę Mierzyńską w policji, a ta ma chłopaka dzielnicowego to może ich oboje podjudzić przeciwko mnie i wykorzystać do usunięcia mnie z mieszkania. Żona zaczęła więc nieustannie składać na Komisariacie Policji Warszawa Białołęka zawiadomienia na mnie. Od tego właśnie zaczęła się historia szykanowania mojej osoby przez policję z KP Białołęka.

Z czasem w całej tej historii pojawił się wątek polityczny bo na portalu zacząłem opisywać różne afery PiS-u oraz partyjki Zbigniewa Ziobry. Popularność portalu rosła i stał on się solą w oku reżimu. Delegatura reżimu PiS zwana formalnie Prokuraturą Rejonową Warszawa Praga-Północ zaczęła ściśle kontrolować wszelkie, nawet najmniejsze, zawiadomienia na mnie i naciskać na to by mnie wzywano, nękano i stawiano zarzuty o wszystko. Aktualnie mija już 7 lat szykan mojej osoby ze strony Komisariatu Policji Białołęka.  Przez cały ten czas byłem praktycznie non stop wzywany na KP Białołęka w ewidentnie spreparowanych lub mocno naciąganych sprawach. Spraw było już kilkanaście. W dalszej części artykułu przedstawiam różne przykłady stosowanych wobec mnie szykan.

Schemat działania Komisariatu Białołęka – uniemożliwić mu pracę a potem oskarżyć o niealimentację

Wieloletnie szykany ze strony byłej żony oraz policji doprowadziły mnie do ciężkiej sytuacji finansowej. W efekcie mam już kłopoty z regulowaniem alimentów. Płacę je regularnie ale tylko częściowo. Alimenty ustalono mi zresztą już na początku w wysokości przekraczającej moje możliwości (jak to często w Polsce bywa).

Trudno jest zarabiać na alimenty, gdy moi pracodawcy są regularnie nękani przez policję z Komisariatu Białołęka. KP Białołęka regularnie odpytuje ZUS i Urząd Skarbowy dla kogo pracuję i wysyłają tam pisma z policji lub wręcz przysyła swoje patrole. To standardowe szykany stasowane przez reżimową Prokuraturę Rejonową Praga-Północ i ich Komisariat Policji Warszawa Białołęka. Robią wszystko by szykanowany figurant stracił pracę, zalegał z alimentami, a potem mają na niego haka i zakładają mu w kółko sprawy o niealimentację. Najpierw dzwonią do matki dzieci i namawiają ją do złożenia zawiadomienia o niealimentacji a potem zakładają pod to sprawy. Ja mam tak zakładane sprawy już co roku. Cykają mi sprawy za każdy rok z osobna, tak by było tych spraw dużo i żeby ogólnie robiła się z tego recydywa.

Wysyłanie skazanych alimenciarzy do nielegalnej pracy dla Ubera i Bolt

Pierwszą sprawę o nielimentację wszczęła na Komisariacie Białołęka koleżanka mojej byłej żony policjant Aneta Mierzyńska. Ja się przyznałem, a oni mieli niby sprawę umorzyć, ale oczywiście, jak to policja – oszukali mnie i sprawa umorzona nie została. Kwestie alimentów mają na Białołęce i Pradze Północ drugie dno – korupcyjne. Kwitnie tu proceder skazywania na siłę mężczyzn na tzw. prace społeczne wykonywane dla podejrzanych firm powiązanych z politykami, samorządem oraz pracownikami sądu. Te prace społeczne konkretnie polegają na nielegalnej pracy dla Ubera i Bolt (Taxify) świadczonej m.in. za pośrednictwem firmy Bizoon z Legionowa. Firma Bizoon była oskarżana o liczne oszustwa. Należy dodać, że jednym z największych udziałowców firmy Uber jest jeden z najbogatszych rosyjskich oligarchów Aliszer Usmanow.

Zyski z pracy skazanego na szemrane prace społeczne trafiają do kieszeni ludzi układu. Podejrzewam, że ten proceder był właśnie powodem mojego pierwszego oskarżenia i przepchnięcia skazania za niealimentację przez sąd. W ramach odpracowania kary zostałem skierowany właśnie do firmy Bizoon, gdzie próbowano mnie nachalnie zmusić do pracy jako taksówkarz Ubera i Bolt. Miałem pracować na własnym samochodzie bez żadnych ubezpieczeń. Wszelkie zyski z mojej pracy miały być zabierane przez ludzi układu. Ostatecznie odmówiłem pracy dla Ubera i Bolt. Pracowałem po prostu w biurze firmy Bizoon i nagrywałem cały przekręt. Dysponowałem nagraniami i dowodami dotyczącymi całego procederu. Ostatecznie zwolnili mnie z odpracowywania reszty kary żebym już nic więcej nie nagrywał. Do dzisiaj mam te nagrania i dowody. W całej sprawie korupcyjnej nikt nie został nigdy nawet przesłuchany. Nikt nie poniósł konsekwencji bo w tym układzie wszyscy uczestniczą.

Policjant Ewelina Przybyszewska – nękanie moich małych dzieci i 80-letniego ojca

W pierwszej sprawie o alimenty zostałem zmuszony do pracy w ciągu dnia. Musiałem zrezygnować przy tym z normalnej pracy. Alimenty płaciłem ale znowu w niepełnych kwotach więc zgodnie ze schematem wykańczania człowieka policja z Komisariatu Białołęka wszczęła mi kolejną sprawę o alimenty. Sprawa ta zbiegła się z okresem przedwyborczym, w czasie którego opublikowałem na portalu informacje o wielu PiS-owskich przekrętach. Alimenty stały się więc pretekstem do zniszczenia mnie jako niezależnego publicysty. W sprawę o zwykłe alimenty zaangażował się reżimowy prokurator Krzysztof Szczerba oraz jego usłużny uczeń asesor Kacper Kamiński. Na Komisariacie Policji Białołęka sprawę prowadziła sierżant Ewelina Przybyszewska. Przybyszewska została przez reżim wyznaczona do sprawy nie bez powodu. To ekstremalny przykład feministki, a wręcz szowinistki. Nienawidzi mężczyzn i o wszystkie problemy kobiet oskarża mężczyzn. Jak wynika z jej wpisów na Facebooku jest przy tym gorącą zwolenniczką kary śmierci. Ta kobieta nie uszanuje żadnego mężczyzny i ktoś ją zatrudnił w policji. Przecież ona ze swoją chorą psyche będzie się mścić na wszystkich mężczyznach.

W mojej sprawie wymyśliła sobie, że pod pretekstem przesłuchiwania mnie w sprawie alimentów będzie równocześnie masakrować moje relacje z synami i nękać mojego 80-letniego schorowanego ojca. Przez całe lato policjant Ewelina Przybyszewska przysyłała pod dom moich malutkich dzieci, mieszkających na parterze, kolejne radiowozy swoich kolesi z policji by je straszyli. Stali pod ich oknami z włączoną sygnalizacją i uniemożliwiali mi kontakt z własnymi synami. Dzieci są małe – 8 i 10 lat. Bały się policjantów i nie wiedziały o co chodzi. Uciekały i chowały się pod stołem. Krzyczały, że policja je zabierze. Ciekawe co by powiedziała policjant Ewelina Przybyszewska gdyby ktoś w ten sposób nękał jej dzieci.

Jakby tego było, starszy sierżant Ewelina Przybyszewska i prokurator Krzysztof Szczerba wzięli się również za mojego 80-letniego schorowanego ojca, mieszkającego w zupełnie innej dzielnicy. Ojciec ma tytuł doktora i jest byłym wykładowcą akademickim, a oni przysłali mu dwóch policyjnych agresorów z lokalnego komisariatu. Chcieli starszego pana wywlec siłą z domu, jeżeli im czegoś o mnie nie powie. Sęk w tym, że on nie miał czego im właściwie powiedzieć bo ja nie popełniam żadnych przestępstw. Chodziło po prostu o to by mnie zastraszyć nękaniem mojego ojca. Policjanci wdarli mu się podstępem do mieszkania i nawrzeszczeli na niego, jak na jakiegoś oprycha z ulicy. Zastanawiam się co taka sierżant polskiej policji Ewelina Przybyszewska i prokurator Krzysztof Szczerba mają w głowie, że potrafią wymyślać coś takiego. To jakieś faszystowskie i esbeckie metody.

Oczywiście ja sam byłem również ostro nękany przez tych ludzi. Bez przerwy policja nachodziła mnie w domu. Prokurator Krzysztof Szczerba, asesor prokurator Kacper Kamiński i Ewelina Przybyszewska w pospolitej sprawie banalnych alimentów spreparowali na mnie nawet w końcu nakaz zatrzymania. Zostałem zatrzymany i postanowiono mi zarzuty nie tylko o alimenty ale również o rzekome nękanie żony, z którą nie mam od lat kompletnie żadnego kontaktu ani telefonicznego ani fizycznego (poza kwestiami sądowymi). Kompletny brak dowodów i świadków. To zwykli oprawcy.

Sierżant sztabowy Dominik Otoliński – ocyganił mnie przy alimentach

Druga podkręcona sprawa o alimenty trafiła do sądu. Sprawa ogólnie miała mnie skłonić do usunięcia artykułów dotyczących reżimu Ziobry i Kaczyńskiego z portalu. Taki cel nękania był wyczuwalny podczas rozmów z policją. Często były to rozmowy telefoniczne. Po prostu dzwonili do mnie i próbowali mnie zastraszyć. Artykułów o aferach PiS dalej nie usuwałem, więc spreparowali mi trzecią sprawę o alimenty. Tę sprawę prowadził już chyba jakiś specjalnie oddelegowany funkcjonariusz reżimu – sierżant sztabowy Dominik Otoliński. Według mnie to może być oficer polityczny z PiS-owskiej bezpieki, który został na rok przed wyborami przydzielony do Komisariatu Białołęka. Pewnie miał tam nadzorować szykany wobec niezależnych dziennikarzy i blogerów w okresie kampanii.

Policjant Dominik Otoliński człowiek, który ocyganił mnie przy alimentach.
Policjant Dominik Otoliński – ocyganił mnie przy alimentach.

Policjant Dominik Otoliński nie miał żadnego doświadczenia w procedowaniu spraw o alimenty, a twierdził że tylko takimi sprawami się zajmuje. Gdy go pytałem dlaczego nie wie tego czy owego to odpowiadał enigmatycznie, że wcześniej zajmował się kradzieżami samochodów i niewiele jeszcze wie o alimentach. Według mnie Otoliński w ogóle nie prowadził nigdy zwykłych spraw na komisariacie. Przykładowo nie wiedział kompletnie co to jest wniosek o adwokata z urzędu. W całej karierze sierżanta sztabowego Dominika Otolińskiego byłem pierwszym podejrzanym, który poprosił o adwokata z urzędu! Nie znał podstawowych procedur.

Gdy przychodziłem na przesłuchanie, policjant Dominik Otoliński pojawiał się z ulicy, jakby przyjeżdżał do KP Białołęka specjalnie by mnie przesłuchać. Zresztą to wyjątkowo nachalny gość. Zachowywał się tak, jakby chciał kontrolować całe moje życie. Wydzwaniał na mój numer telefonu, pisał SMS-y i maile do mnie. Dosłownie z każdej rozmowy sporządzał obszerne notatki policyjne. Z notatek Dominika Otolińskiego wynikało przykładowo, że cyt. „dokonał lustracji skrzynki pocztowej przypisanej do lokalu„. Moja skrzynka pocztowa jest tak skonstruowana, że nie da się sprawdzić jej zawartości bez otwierania. Z adnotacji Otolińskiego wnioskuje, że dokonał on po prostu włamania do tej skrzynki za pomocą jakiegoś policyjnego wytrychu i wtedy sprawdził sobie jej zawartość. Powstaje pytanie jakim prawem reżimowy policjant włamuje się do mojej prywatnej skrzynki pocztowej. Śmierdziało agentem PiS-owskich służb na odległość.

Sierżant sztabowy Dominik Otoliński postawił mi trzecie zarzuty niealimentacji nie czekając nawet na rozpoczęcie w sądzie poprzedniej takiej sprawy o alimenty. Oskarżenie Otolińskiego było spreparowane po chamsku, do czego mnie już funkcjonariusze reżimu przyzwyczaili. Zarzut niealimentacji można postawić tylko tej osobie, która ma niedopłatę alimentów w danym okresie przekraczającą ich trzykrotność. Ja alimenty płaciłem niepełne ale takiej niedopłaty nie miałem. Policjant Dominik Otoliński zaczął więc tak kombinować z okresem aktu oskarżenia by konieczną niedopłatę sobie wykreować. Doliczył mi do tego okresu bezprawnie trzy miesiące: miesiąc objęty już poprzednim aktem oskarżenia, miesiąc w którym była żona złożyła zawiadomienie oraz jeszcze miesiąc do przodu. To absolutnie bezprawne działanie, gdyż w przypadku alimentów trzeba liczyć całe miesiące oraz nie można oskarżać za okres późniejszy niż zawiadomienie. Policjant Dominik Otoliński ocyganił mnie i wykreował niedopłatę w wysokości ponad trzymiesięcznych alimentów. Na tej podstawie spreparował mi akt oskarżenia. Gdyby wszystko zrobił uczciwie niedopłaty by nie było.

Aspirant sztabowy policjant Danuta Łopuszańska stawia mi zarzuty przestępstwa, do którego w ogóle nie doszło

Nękanie mnie nie ogranicza się tylko do naciąganych zarzutów o nielimentację. W ramach szykan za niezależne dziennikarstwo mam stawiane również zarzuty w całkowicie spreparowanych sprawach. Jestem oskarżany o przestępstwa, których w ogóle nie było.

Pewnego dnia przyjaciółka byłej żony – sierżant sztabowa policjant Aneta Mierzyńska wezwała mnie na Komisariat Policji Białołęka w sprawie niby alimentów, a na miejscu okazało się, że zwabiła mnie tam po to by przekazać w łapy urzędującej w pokoju obok aspirant sztabowej Danuty Łopuszańskiej, która spreparowała sobie zarzuty na mnie. Postanowili na bezczelnego oskarżyć mnie o przestępstwo, do którego nigdy i nigdzie nie doszło. Chodziło o rzekome przecięcie przewodów elektrycznych w samochodzie, którym jeździła moja była żona. Samochód ten był również moją własnością ale psychopatom z komisariatu Białołęka to nie przeszkadzało. Miałem podobno po prostu pójść i przeciąć przewody zapłonowe w tym samochodzie. Oskarżenie było totalnie absurdalne.

Ekipa z Komisariatu Policji Warszawa Białołęka, z policjant Danutą Łopuszańską na czele, nie miała kompletnie wiedzy o mechanice samochodu. Efekt przecięcia przewodów zapłonowych nic kompletnie sensownego nie daje. To tak jakby odłączyć akumulator i tyle. Wymiana takich niby przeciętych przewodów to 5 minut roboty. Do Chevroleta Aveo można takie przewody kupić już za 25 zł. Na dodatek, aby przeciąć przewody zapłonowe trzeba otworzyć maskę samochodu, a komplet kluczyków miała tylko żona. Na samochodzie nie było śladów włamania. Wszystko było spreparowane. Samochód stał pod okiem kamery na strzeżonym przez strażnika parkingu. Nagrań z kamery policjant Danuta Łopuszańska nie zabezpieczyła. Cała ta policyjna ekipa prowokatorów z Komisariatu Policji Warszawa Białołęka niczego nie zabezpieczyła bo to była ordynarna mistyfikacja i zwykłe chamskie oszustwo z ich udziałem. Kto normalny włamywałby się pod okiem kamery do samochodu tylko po to by przeciąć tam przewody za średnio 40 zł i odciąć tym samym jedynie zapłon w samochodzie. Po co to robić?

Komisariat Policji Warszawa Białołęka i krzyż upamiętniający jego ofiary
600 zł – wartość rzekomo uszkodzonych przewodów wg. policjant Łopuszańskiej oraz 50 zł – wartość rzeczywista. Różnica: 5 lat więzienia. Tak działa Komisariat Białołęka

Na przesłuchaniu kompletnie nie wiedziałem o co przesłuchującej Danucie Łopuszańskiej chodzi z tymi przewodami. Do niczego się nie przyznałem, ale aspirant sztabowy policjant Danuta Łopuszańska na podstawie dosłownie niczego postawiła mi zarzuty. Wartość przewodów zapłonowych do Chevroleta Aveo to w sklepie średnio 40 zł, ale policjant Danuta Łopuszańska przewartościowała te przewody na 600 zł. Dzięki temu aspirant Łopuszańska dokonała oszustwa i podciągnęła sprawę pod większą sankcję karną. Tak właśnie działa policja z reżimowego Komisariatu Warszawa Białołęka.

Po postawieniu mi absurdalnych zarzutów naskładałem w sprawie całą masę wniosków dowodowych: o oględziny samochodu, o zabezpieczanie monitoringu, o odpis protokołu z przesłuchania itp. Złożyłem również wniosek o przesłuchanie świadków bo w chwili zdarzenia byłem na drugim końcu Polski. Któregoś dnia w końcu zadzwoniła do mnie prokurator Ewa Gołębiowska prowadząca tą moją spreparowaną sprawę przewodów i poprosiła o wycofanie mojego wniosku o odpis protokołu bo sprawa będzie umorzona. W ten sposób dali mi do zrozumienia, że chcą się ze wszystkiego jak najszybciej wycofać. Potem sprawę umorzyli. Gdyby nie to, że byłem akurat na drugim końcu Polski i miałem na to świadków pewnie by się z tej mistyfikacji nie wycofali.

Wykorzystanie moich dzieci jako przynęty w tajniackiej prowokacji Komisariatu Policji Białołęka

Jak już wspomniałem wcześniej, reżimowi funkcjonariusze z Komisariatu Białołęka są tak zdegenerowani, że w nękaniu mnie za antyreżimową publicystykę wykorzystują moje dzieci. To że niszczą im przy tym dzieciństwo nie ma żadnego znaczenia. Ważne żeby ich dzieci chodzące do Szkoły Podstawowej 342 i Szkoły Podstawowej 366 przy Strumykowej były zadowolone.

Na mój kontakt z dziećmi przed Świętami Bożego Narodzenia zamiast kuratora przysłali specjalnie podstawioną policjant – Agnieszkę Hac. Stwierdziła, że jest kuratorem społecznym ale legitymacji kuratora pokazać nie zechciała. Później, po sprawdzeniu w źródłach, okazało że to policjant kryminalna z 18-letnim stażem w Komendzie Głównej Policji. Znalazłem nawet informacje o jej współpracy ze służbami specjalnymi.

Na kontakcie Agnieszka Hac zaprosiła mnie do mieszkania dzieci, a potem natychmiast wyprosiła. Nie mogłem nawet podejść do dzieci, a był to ostatni kontakt przed Świętami. Odmówiłem wyjścia i dosłownie po kilkunastu minutach wkroczył do środka patrol policji, jakby czekali niedaleko. Oskarżono mnie o naruszenie miru i postawiono zarzuty.

Prowokacja się nie udała, gdyż wszystko nagrałem

Sprawę naruszenia miru prowadziła prokurator Anna Domańska skierowana dopiero co do Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Północ przez Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobrę. Na komisariacie policji czynności wykonywała również nowo przywieziona policjant Justyna Łyjak-Rusin. Uratowało mnie to, że nagrywam wszystkie rozmowy z tajniakami reżimu i całą prowokację nagrałem dyktafonem. To nagranie pokrzyżowało im plany. Gdybym nie miał tego nagrania to podejrzewam, że wrobiono by mnie w coś większego niż tylko samo naruszenie miru.

Postępowanie przygotowawcze w sprawie trwało pół roku. Złożyłem w sprawie masę wniosków dowodowych i masę skarg. Nawet nie były spełnione znamiona czynu karalnego, gdyż była żona z mieszkania mnie nie wypraszała i miałem to nagrane. Nie dali rady uszyć nic wielkiego z tej prowokacji. Zaproponowano mi ostatecznie 500 zł kary i pokrycie kosztów procesu. Salomonowe rozwiązanie. Skusili mnie na te 500 zł i wyrok nakazowy przyjąłem gdyż skalkulowałem sobie, że więcej wydam na benzynę dojeżdżając do sądu. Dzisiaj jednak tego żałuje bo dzięki temu mogli odrzucić moje wszystkie skargi – na zasadzie, że skoro przyjąłem wyrok to znaczy, że byłem jednak winny. Te 500 zł trafiło do skarbonki partyjnej Ziobry, czyli do tzw. Funduszu Sprawiedliwości. Kosztów procesu płacić jednak nie zamierzałem i skutecznie zaskarżyłem je do Sądu Okręgowego. Ostatecznie postanowieniem sądu koszty procesu obciążyły budżet prokuratury.

Policjant prowadząca sprawę z Komisariatu Warszawa Białołęka – Justyna Łyjak Rusin przyznała się, że zna realizatora prowokacji – policjant z Komendy Głównej Policji Agnieszkę Hac. Wszystko więc było przygotowane przez Komisariat Policji Warszawa Białołęka. Podejrzewam również, że w całej tej prowokacji uczestniczyła dodatkowo jedna z sędzin V Wydziału Sądu Rodzinnego Warszawa Praga-Północ – Magdalena Mikłas. To ona nadzorowała wówczas moje kontakty z dziećmi. W aktach spraw rodzinnych znalazłem ślady tego, że SSR Magdalena Mikłas wymieniała się korespondencją na mój temat ze specjalną prokurator Anną Domańską. Z kolei pseudo kurator policjant Agnieszka Hac wymieniała się nieformalnie fragmentami akt sprawy z koleżanką z policji – Justyną Łyjak Rusin.

Starszy sierżant Paweł Kondratiuk oraz młodszy aspirant Anna Sobecka – inwigilacja mojej osoby

Komisariat Białołęka, jako komórka PiS-owskiego reżimu prowadzi wywiad o osobach pozostających w zainteresowaniu służb na podległym mu terenie. Chodzi przykładowo o niezależnych publicystów lub osoby będące ogólnie w opozycji do władzy PiS-u. O takich osobach zbierane są istotne informacje na wszelkie możliwe sposoby. Z mojego doświadczenia wiem, że realizacją takich działań w moim przypadku zajmowali się policjanci – starszy sierżant Paweł Kondratiuk oraz młodszy aspirant Anna Sobecka.

Paweł Kondratiuk i Anna Sobecka przeprowadzali wywiady na mój temat u moich sąsiadów z bloku. Wypytywali o to kiedy wychodzę do pracy, kiedy wracam, kto do mnie przychodzi, z kim się spotykam? Wyciągali nagrania z kamer. Wypytywali ochronę jakim samochodem jeżdżę, gdzie stoi i o której najczęściej nim wyjeżdżam. Wypytywali o mnie również administrację osiedla. Sprawdzali czy nie zalegam z czynszem, czy mam konflikt z jakimś sąsiadem itp. Policjant Paweł Kondratiuk i policjant Anna Sobecka zbierali w ten sposób informacje o mnie i szukali haków. Musieli przy tym prowadzić kartotekę mojej osoby jako przeciwnika PiS-u. Dzięki takim wywiadowcom jak policjant Paweł Kondratiuk oraz policjant Anna Sobecka służby reżimu zdobywają istotne informacje o osobach w ich zainteresowaniu np. jaki mają status finansowy, z kim są skonfliktowani, jak zarabiają na życie itp. Totalna PiS-owska inwigilacja.

Działania policjanta Pawła Kondratiuka i policjant Anny Sobeckiej mają również swój wymiar nękający. Jeżeli policja regularnie wypytuje o daną osobę sąsiadów, administrację osiedla lub ochronę to taki człowiek staje się w swoim środowisku podejrzany. Zwykli ludzie przecież nie wiedzą, że chodzi o politykę. Mogą pomyśleć, że mają za ścianą pospolitego przestępcę lub osobę na tyle niebezpieczną, że policja musi ją stale nadzorować. Takie działania mają nękać oraz niszczyć reputację figuranta wśród jego znajomych i sąsiadów. W moim przypadku sierżant Kondratiuk i aspirant Sobecka wykorzystali nawet donosiciela w postaci mojego sąsiada. Na jego drzwiach zamontowano minikamerę rejestrującą każdy ruch na korytarzu. Paweł Kondratiuk i Anna Sobecka korzystali z tej kamery. Kontrolowali kiedy wychodzę, kto do mnie przychodzi itp. Wstrętni ludzie i ich parszywe działania.

Działania nękające oraz szykany za krytykę reżimu Kaczyńskiego i Ziobry

W szykanowaniu mojej osoby brali udział również dzielnicowi i patrole prewencji z Komisariatu Policji Białołęka. Pod wejście do mojej klatki schodowej regularnie podjeżdżał oznakowany radiowóz i wystawał tam z włączoną sygnalizacją świetlną. O 6 rano miałem wizyty dzielnicowego z policjantami. Miałem nawet wizyty policjantów wyposażonych w pistolety maszynowe PM-84 Glauberyt i to na dodatek bez związku z żadnym zarzutem. Tak po prostu przyszli zobaczyć co u mnie słuchać (dosłownie).

Któregoś dnia wywieźli mnie wbrew mojej woli na badania do Szpitala Bródnowskiego. Badali mi krew, mocz oraz przeprowadzali badania psychiatryczne. Wiem, że zrobili to w uzgodnieniu z polityczną Komendą Policji przy Wilczej. Liczyli na to, że znajdą coś w mojej krwi lub moczu ale nie znaleźli niczego. Sondowali potem czy dałoby się zrobić ze mnie psychicznego ale to również się nie udało bo niezależny lekarz wystawił mi idealną opinię psychiatryczną.

Takie właśnie metody stosuje Komisariat Białołęką na zlecenie politycznej władzy PiS. Wszystko po to by nakłonić mnie do zaniechania antypisowskiej publicystyki. Należy podkreślić, że przed zaangażowaniem się w niezależne dziennikarstwo, nie byłem nigdy karany, oskarżony, podejrzany ani zatrzymany o nic. Byłem zwykłym człowiekiem z uniwersyteckim wykształceniem.

Na koniec dodam, że ogólnie nie cierpię policji gdyż uważam, że idą tam pracować ludzie, którzy zwyczajnie chcą wyżywać się na innych i to według zasady – „mogę cię skopać, a jak mi oddasz to pójdziesz siedzieć bo mam mundur i jestem nietykalny„.

Cytat z korespondencji otrzymanej od policjanta, który pracował z komendantami Komisariatu Białołęka:

„Jestem byłym podwładnym dwóch komendantów którzy pracowali na Białołęce i nie macie pojęcia o tych ludziach. To co mogę o nich opowiedzieć, nawet film o Fredim Krugerz okazał by się dobranocką dla dzieci. Całe szczęście że jeden z nich siedzi, a drugi zdechł w psychiatryku. Należało im się. Nie macie pojęcia jaki byłem szczęśliwy, gdy się dowiedziałem jaki los ich spotkał ……. Chodzi o Jerzego P i Mariusza W. Zamknąłem ten okres swojego życia, a opowiadanie o tym nic nie zmieni. Raz ukazał się artykuł z moim wywiadem, zakończyło się to moimi problemami. Jestem szczęśliwy że kara ich nie minęła….”

Radca prawna Anna Kubala bita i znieważana na Komisariacie Policji Warszawa Białołęka

Radca prawny Anna Kubala: „Zostałam pobita przez policjanta na komendzie Białołęka. Następnie po wyrwaniu telefonu pozbawiona wolności, znieważana, zastraszana, popychana. Krzyczałam o pomoc i usłyszałam: I co? myślisz, że ktoś ci tu pomoże. Na korytarzu było 15-20 policjantów, którzy wyszli jak zaczęłam krzyczeć o pomoc” Sytuacja miała miejsce w grudniu 2021 roku. Policjanci w momencie zajścia nie wiedzieli, że mają do czynienia z radcą prawnym. 

Materiał TVN, na którym widać jak policjant z Komisariatu Policji Białołęka zabija człowieka strzałem w głowę z dwóch metrów:

Rozbieranie do naga i przysiady na Komisariacie Białołęka

Policjanci z Komisariatu Warszawa Białołęka mają dziwne upodobania. Kilka razy słyszałem jak zatrzymani opowiadali, że byli przywożeni na KP Białołęka i tam kazano im się rozbierać do naga i bez majtek musieli robić przysiady pod okiem zafascynowanych policjantów i policjantek. Fascynacja gołymi tyłkami zatrzymanych świadczy o poważnych dewiacjach. Oto opowieść (wraz z nagraniem) jednego z mieszkańców Tarchomina o takiej sytuacji:

Przeczytaj również:

Masz informacje dotyczące powyższego artykułu? Skontaktuj się!

Udostępnij ten artykuł:
Przeczytaj również:
Don`t copy text!